Jesteś w: Strona główna

20-sta rocznica opłynęcia Bieguna Północnego

Do żeglowania w tzw. wysokich szerokościach północnych zmusiła ludzi konieczność. Gdy w latach 1493 i 1994 papież Aleksander VI, traktatem z Tordesillas, podzielił świat pomiędzy Portugalię i Hiszpanię, droga do bogactw dalekowschodnich stała się zamknięta dal innych nacji. Drogi wokół Przylądka Dobrej Nadziei strzegli Portugalczycy, a przez Cieśninę Magellana Hiszpanie. Zaczęto więc szukać alternatywnych dróg wodnych. Tak wzięło się poszukiwanie tzw. Przejścia Północno-Wschodniego i Północno-Zachodniego. Początkowo sądzono, że istnieje jeszcze jedna możliwość, droga przez Biegun Północny. Autorytety naukowe, takie jak Petrus Plancius, czy później August Petermann, były przekonane, że płynąc w kierunku bieguna północnego natrafia się na wąski pas lodu, poprzez który należy się przebić, a potem w „górę” do bieguna i dalej „dół” płynie się po czystej wodzie. Potem należy ponownie przebić się przez pas lodu i droga na Pacyfik jest otwarta.
Czas mijał. Hiszpanie i Portugalczycy przestali panować na wodach świata i nie było już potrzeby poszukiwania alternatywnych dróg wodnych. Pozostała jednak chęć odkrycia owych Przejść a także dotarcia do Bieguna Północnego, mimo, że było już wiadomo, że statkiem tam się nie dopłynie. Pozostała chęć odkrywania nieodkrytego, a nawet ponownego odkrywania już odkrytego.
Kiedyś trafnie ujął to kapitan Dariusz Bogucki w jednej ze swoich książek. Kilwater po przepłynięciu statku krótko pozostawia ślad na wodzie. Kolejny statek musi własnym sumptem wyszukiwać drogi. To oczywiście truizm; są mapy, a teraz można nawet przejęć elektronicznie zapisany ślad. Tym niemniej nie jest droga lądowa, a ślad na wodzie w dalszym ciągu pozostaje niewidoczny, zatem stwierdzenie kapitana Boguckiego ma swój głęboki sens.

19 lipca 2003 roku, a więc przed 20-stu laty zamknąłem pętlę wokół Bieguna Północnego stając się tym samym pierwszym Polakiem i siódmym człowiekiem na świecie (pierwszy był Amundsen), który tego dokonał na statkach żaglowych. Na okrążenie bieguna składała się seria rejsów. W latach 1991 – 94 brałem udział w ekspedycji ICESAIL zorganizowanej przez Arveda Fuchsa.

Ekspedycja miała na celu okrążenie
Bieguna Północnego

 na jachcie „Dagmar Aaen”.

W 1991 jacht zaczął forsować Przejście Północno-Wschodnie, czyli tzw. Wielką Północną Drogę – jak nazywają ją Rosjanie, drogę wiodącą od Skandynawii na północ od Syberii aż do Cieśniny Beringa. We wrześniu 1991 zmienił się układ polityczny w Rosji. Jelcyn zmienił Gorbaczowa. Sytuacja polityczna nie była stabilna. Jacht przezimował w głębi lądu w Igarce, na rzece Jenisej.
Następnego roku, 1992 podjęliśmy kolejną próbę sforsowania Przejścia Północno – Wschodniego. Dotarliśmy do portu Dikson leżącego w ujściu Jeniseju. Tu zaczęło się oczekiwanie na poprawę warunków lodowych, która umożliwiłaby nam dalszą żeglugę na wschód. Znaczącej poprawy nie było. W prawdzie pożeglowaliśmy nieco dalej na wschód i osiągnęliśmy długość geograficzną 094°40,9‘E na szerokości 76°16,3‘N, ale nie osiągnęliśmy nawet Przylądka Czeluskina, najbardziej na północ wysuniętego krańca Euroazji.

Był już wrzesień i na poprawę warunków lodowych nie było co liczyć. Zaczął się już tworzyć tzw. młody lód.

Po dwóch nieudanych próbach przepłynięcia tej drogi wodnej wycofaliśmy się do Norwegii. Jacht przezimował w miejscowości Tromsø. Na ekspedycję przewidziane były wspaniałomyślnie 4 lata. Jeden rok Przejście Północno-Wschodnie, jeden wyłącznie eksploracja Wysp Aleuckich, Przejście Północno-Zachodnie (droga między Alaską, archipelagiem wysp kanadyjskich aż do Grenlandii) i jeden rok w zapasie. Minęły już 2 lata, dwa sezony żeglarskie, a my nie mieliśmy żadnego osiągnięcia, poza zdobyciem doświadczenia.
Zdecydowaliśmy się zmienić kierunek jazdy.

Następnego roku 1993, jacht popłynął z Tromsø na Grenlandie. W tym odcinku nie brałem udziału. W lipcu tegoż roku dołączyłem do załogi na Grenlandii w miejscowości Kngerlussuaq.

Najpierw pożeglowaliśmy na północ Grenlandii do miejscowości Thule, a potem klasyczną już niemal drogą, można by powiedzieć śladami Amundsena z roku 1903 – 06. Nie obyło się bez przygód. W Thule proponowano nam wzięcie udziału w walce z tzw. chowem wsobnym, ale Arved, jak pies ogrodnika, odrzucił propozycję. Przed wejściem do „Bellot Strait” zostaliśmy ściśnięci w lodzie. Jacht przechylił się tak mocno na burtę, że obawialiśmy się zatonięcia. Ewakuowaliśmy się na lód i biernie przyglądaliśmy się rozwojowi wydarzeń. Jacht nie zatonął, a my ostrożnie wróciliśmy na niego. Po niecałym tygodniu lód uwolnił nas ze swoich okowów. W końcu, w październiku dotarliśmy do Dutch Harbor na Aleutach. Mieliśmy za sobą całe Przejście Północno-Zachodnie z Morzem Beauforta i Cieśninę Beringa.

Dutch Harbor niezamarzający port, był miejscem zimowania „Dagmar Aaen”. My powróciliśmy do swoich domów, by ponownie powrócić tutaj w następnym roku, aby podjąć ponowną próbę sforsowania Przejścia Północno-Wschodniego w kierunku na zachód. W 1994 najpierw pożeglowaliśmy z Dutch Harbor do rosyjskiego Prowidienija. I znowu zaczęło się oczekiwanie na korzystne warunki lodowe. W tym momencie wypada dodać, że nie tylko one mają wpływ na uprawianie żeglugi na tym akwenie. Niezbędna jest także zgoda miejscowych urzędników, a ci nie zawsze są pozytywnie nastawieni do współpracy i niekiedy trzeba używać szczególnych środków, aby ich do tego przekonać.
Przylądek Dieżniowa (najbardziej na wschód wysunięty cypel Azji) minęliśmy lewą burtą 16 sierpnia 1994.

Początkowo żeglowaliśmy niemal bez przeszkód, ale szybko zaczęło robić się coraz ciaśniej. 24 sierpnia byliśmy już zewsząd otoczeni lodem.
Chris – australijski członek załogi - poleciał naszym latającym wehikułem zbudowanym na bazie bączka, na zwiad lotniczy. Wrócił po godzinie z informacją, że przejścia przez lód nie widać.

Barometr leciał w dół i w nocy zrobił się potężny sztorm. Na taką okoliczność mieliśmy przygotowaną - wypróbowaną już wcześniej – taktykę. Najpierw skrupulatnie szukaliśmy odpowiedniej wielkiej i stabilnej kry lodowej, która na dodatek miała odpowiedni kształt. Warunkiem było, aby miała coś w rodzaju zatoki. Wpływaliśmy w tą w tą zatokę, cumowaliśmy do jej brzegów. Teraz wszelkie obijania się o inne kry brała na siebie nasza kra, a my pozostawaliśmy w jej wgłębieniu tzw. porcie lodowym niemal nietykani.

Wszystko odbywało się zgodnie z planem, dopóki nasza kra nie pękła. Od tego momentu zewsząd zaczęły nacierać na nas kry. Sytuacja robiła się coraz gorsza. Statek być ściskany i nabierał przechyłu. O wyjściu na lód, podobnie jak w poprzednim roku, nie mogliśmy nawet marzyć. Wszystko było w nieustannym ruchu, a wokół nas nie było ani jednej kry, która nadawałaby się do ewakuacji. Wydawało się, że to już koniec. Pilot lodowy Anatolij, niewiele mówiący po angielsku, rozejrzał się wokół i powiedział „five minutes”. To było tyle, ile według jego oceny jeszcze nam pozostało.

Skomplikowanymi manewrami żaglowymi udało się nam ściągnąć okręt z kry i wyrwać całego tego galimatiasu. Nad ranem zacumowaliśmy do krawędzi lodu na zupełnie spokojnych wodach. Okręt odebrał jednak niezłe cięgi; mieliśmy uszkodzony ster i powgniatane planki.  30 sierpnia 1994 zaczęliśmy odwrót. Kończył się czwarty sezon. Na plus mogliśmy sobie zapisać Przejście Północno-Zachodnie zrobione w zeszłym roku w ciągu jednego sezonu. Tak skończyła się 4-letnia Ekspedycja ICESAIL, której celem było opłynięcie Bieguna Północnego. Mieliśmy dosyć lodu i ruskich urzędników.

W roku 2000 brałem udział w zorganizowanej przez Arveda ekspedycji antarktycznej „Śladami Shackletona”, na łodzi ratunkowej „James Caird II”.

Po jej szczęśliwym zakończeniu i nabraniu dystansu do naszych negatywnych doświadczeń z ekspedycji ICESAIL w głowie Arveda powstały - można powiedzieć - wolne moce przerobowe. Dał się namówić na zorganizowanie kolejnej ekspedycji, której celem było Przejście Północno-Wschodnie.

W roku 2002 „Dagmar Aaen” opuściła wody niemieckie. Ponownie znaleźliśmy się w Tromsø i pożeglowaliśmy na wschód. W Dikson spotkaliśmy francuski jacht „Vagabond” na którym w 1982 Wojtek Jacobson i Ludek Mączka przechodzili Przejście Północno-Zachodnie. Obecnie, nowy właściciel Eric Brossier, był w trakcie (podobnie jak my) forsowania Przejścia Północno-Wschodniego.

Niemal bez problemów osiągnęliśmy 12 sierpnia Przylądek Czeluskin 77°43,3’N 104°15,9’E.

Minęło 10 lat od naszego ostatniego pobytu w tych stronach (1992). Warunki polepszyły się kapitalnie. Wyraźnie dawało się odczuć zmiany klimatyczne. Lodu było zdecydowanie mniej. Ponadto sami byliśmy w stanie sami ściągać mapy lodowe i pogodowe. To wyniki postępu technicznego. Przedtem informacje o stanie lodu były sporządzane na podstawie obserwacji lotniczych, z samolotów specjalnie w tym celu wysyłanych przez odpowiednie urzędy. Takie loty zwiadowcze organizowane były wtedy, kiedy przewidywano przejście jakiegoś konwoju. Wszystko stało się łatwiejsze. Po minięciu Przylądka Czeluskina odwiedziliśmy jakucki port Tiksi leżący w ujściu Leny na Morzu Łaptiewów, a potem wyspę Wrangla leżącą między Morzem Wschodniosyberyjskim a Morzem Czukockim.

Dnia 2 września 2002 roku zakotwiczyliśmy w miejscu nazwanym „Kosa dwóch Pilotów”, miejsca, które był naszym najdalej na zachód osiągniętym punktem w roku 1994. Było to wtedy 25 sierpnia. „Dagmar Aaen” okrążyła Biegun Północny. Wraz z nią Arved Fuchs i Sława Melin. Ja jeszcze nie, bo nie brałem udziału w etapie z Tromsø do Kangerlussuaq. Decyzja była podjęta. W przyszłym roku będę chciał wypełnić tę lukę i zorganizować rejs z Norwegii do Grenlandii.

Z Prowidienija (Opatrzność) przez Anadyr poleciałem ze Sławą do Moskwy, a z Moskwy do Warszawy. Pierwsze kroki skierowałem do Wojtka Skórskiego. Budowany dla mnie jacht nie był gotowy i nic nie wskazywało na to, że będzie on gotowy w przyszłym roku. Wojtek, pracujący na MEL-u na Politechnice Warszawskiej stwierdził jednak, że zna studentów, którzy chętnie zajęliby się organizacją rejsu. Potrzebny był oczywiście jacht.
Wybór padł na „Zjawę IV” należącą do CWMiW - ZHP.

Był to jacht może nie w idealnym stanie, ale za to idealnie nadający się do tego celu. Mocno zbudowany okręt według wzorów opracowanych kiedyś przez słynnego norweskiego konstruktora Colina Archera.

„Zjawa IV”, zanim zaadoptowano ją jako jacht, pełniła służbę jako ratowniczy statek żaglowy. Wielkością była zbliżona do „Dagmar Aaen”. Ponadto jego nazwa miała dla mnie symboliczne znaczenie. Władysław Wagner był pierwszym polskim żeglarzem, który na trzech kolejnych „Zjawach” okrążył świat. Dla mnie było to też okrążenie świata na trzech jachtach w czterech odcinkach. Pierwszym był jacht „Colombine” – Swan 38, na którym pożeglowałem z Niemiec wzdłuż Norwegii na Spitsbergen i z powrotem w roku 1988.
Po tym powstała myśl przepłynięcia przez Przejście Północno-Wschodnie. Zająłem się poszukiwaniem odpowiedniego jachtu. Wybór padł na „Gedanię”, ta była akurat w kapitalnym remoncie, a termin jego zakończenia przedłużał się. W międzyczasie dowiedziałem się, że Arved Fuchs, przygotowuje ekspedycję ICESAIL, której celem jest opłynięcie Bieguna Północnego. Niemal w ostatniej chwili udało mi się do niej dołączyć. Całe szczęście, bo remont Gedanii jeszcze się nie zakończył.

Zatem najpierw „Colombine”

potem dwa Przejścia na „Dagmar Aaen” i teraz symboliczne zakończenie na Zjawie IV.

 

W Warszawie u Wojtka zabawiłem krótko. Bardzo spieszyło mi się na coroczny festyn archeologiczny w Biskupinie, na którym tradycyjnie już od kilku lat brał udział mój „Welet” – łódź słowiańska.

 

W międzyczasie sprawa zaczęła nabierać rozpędu. Wojtkowi studenci: Tomek Zieliński – Zielony i Ola Połcik założyli firmę „Navigare” i sprawnie zajęli się organizacją rejsu, który zaczął urastać do wielkiej, wieloetapowej wyprawy. Najpierw „Zjawa” miała popłynąć z Norwegii na Grenlandię. Islandię, z jej najbardziej na północ wysuniętym przylądkiem Horn miała opłynąć od północy (zostawić po lewej burcie), a potem etapowo zejść na południe do Ushuaia i stamtąd odbyć kilka rejsów wokół Hornu (tego znanego) i do Antarktyki. Tak więc powstała nazwa całej wyprawy „Od Hornu do Hornu”.

W ramach moich dwóch etapów Norwegia – Islandia - Grenlandia (z wymianą załogi w Reykjaviku), których celem było zamknięcie pętli wokół Bieguna Północnego wyłonił się kolejny aspekt wyprawy; rejs „Śladami Eryka Rudego”.
„Zjawę IV” przejąłem w Norwegii, w Nansos 4 czerwca 2003 roku. Stąd żeglowaliśmy dalej na północ. Wysepkę Vikingen, na której stoi metalowy monument w kształcie globu, znaczący miejsce, przez które przechodzi krąg polarny mijaliśmy 7 czerwca. Monument stoi na szerokości 66°32' N.
Miejsce to należy traktować symbolicznie, bo krąg polarny znajduje się obecnie na 66° 33`48``N i dalej przesuwa się na północ z prędkością około 14,5 m rocznie. Jest to związane ze zmianą konta nachylenia osi ziemskiej do płaszczyzny ekliptyki.
Wysepkę Vikingen minęliśmy 6 czerwca 2003. Poprzednio, na jachcie „Colombine” przechodziłem tędy w drodze ze Spitsbergenu 7 lipca 1988 roku.

Po jej minięciu skręciliśmy na zachód. Po kilku dniach dotarliśmy do portu Seydisfjoerdur. Tu wysiadał dotychczasowy bosman Zenek. Na „Zjawie” trudno żeglowało się bez bosmana. Technika tam zgromadzona wymagała specjalnej opieki. Generator prądu ciągle szwankował. W tymże Seydisfjoerdur Opatrzność zesłała Grahama, Australijczyka, który podróżował dookoła świata, ale – jak zaznaczał – po powierzchni, czyli samolot nie wchodził w grę. Graham był już kilka lat w drodze. Teraz chciał się dostać na Grenlandię. Po krótkiej rozmowie zdecydowałem się przyjąć go do załogi w charakterze bosmana. W następnym porcie, Akureyri, do załogi dołączył Marek Łukomski – Inżynier. Celowo słowo inżynier piszę przez duże I, bo w przypadku Marka, słowo to oznacza nie tylko zawód, ale charakter. Wspólnie z Grahamem ogarnęli maszynownię, elektrykę i system zbiorników wodnych. Zakończenie robót zostało uczczone party w maszynowni, tzw. mazini-party. (Kiedyś Graham przebijający się przez tabliczki na poszczególnych częściach w maszynowni, przychodzi do mnie i pyta co po polsku znaczy mazini. Powiedziałem, że nie ma takiego słowa i że raczej brzmi to raczej po włosku. Upierał się jednak, że widział taki napis. Nie było innej rady, razem zeszliśmy na dół i Graham pokazał mi napis „pompa maszyny”)
Horn, najbardziej północny cypel Islandii mijaliśmy 20 czerwca.

Po dotarciu do Reykjaviku wybraliśmy się na wycieczkę do Búðardalur leżące w głębi fiordu Breidafjoerdur. Znajdują się tam rekonstrukcje chaty wikińskiej i pomnik Leifa Erikssona, syna Eryka Rudego. Z tego właśnie miejsca w roku 985 miało startować 25 okrętów pod wodzą Eryka Rudego zamiarem zasiedlenia Grenlandii.

W Reykjaviku nastąpiła zmiana załogi.
Grenlandię od południa można opływać na dwa sposoby; na południe od Kap Farvel, lub przez Prins Christian Sund.

My wybraliśmy tą drugą możliwość. Nie mogę się oprzeć pewnej analogii tego miejsca do Ameryki Południowej. Można ją podobnie jak Grenlandię opłynąć od południa wokół Przylądka Horn lub przez Kanał Beagle (lub jeszcze jedną drogą przez Cieśninę Magellana).

Przylądek Horn, już z inną załogą, opływałem na „Zjawie IV” jeszcze tego roku, a mianowicie 2 grudnia 2003.

Będąc już na zachodnim wybrzeżu Grenlandii odwiedziliśmy oczywiście Brattahild w Eriksfjord, miejsca, gdzie Eryk Rudy założył tzw. Osiedle Wschodnie. Tutaj także znajdują się rekonstrukcje chaty, kaplicy i oczywiście pomnik Leifa Erikssona.

19 lipca w drodze do Kangerlussuaq, wpłynęliśmy do Söndre Strömfjord i ponownie przecięliśmy krąg polarny, który poprzednio, w tym miejscu, przecinałem go 13 lipca 1993 roku.

Tak więc 19 lipca 2003 roku zamknąłem pętlę wokół Bieguna Północnego. Stałem się tym samym pierwszym Polakiem i 7 człowiekiem na świecie, który tego dokonał na statkach żaglowych. Pierwszym był Roald Amundsen, który na żaglowcu Maud zamknął „jego” okrążenie bieguna w roku 1920. Amundsenowi wcale nie chodziło o okrążenie bieguna, to był dla niego niejako „produkt uboczny”, ja bardzo chciałem tego dokonać. Udało się.

Na temat całego cyklu wypraw napisałem serię artykułów opublikowanych w „Żaglach”.

***

Mając około 20 lat (byłem już wtedy tzw. „małym kapitanem”) – marzyłem, jak niemal każdy, żeglarz o rejsie dookoła świata. Pamiętam książeczkę „1000 słów o morzu i okręcie” panów Z. Grabowskiego i J. Wójcickiego, z pomocą której studiowałem nazwy mórz jakie wchodzą w skład Przejścia Północno-Wschodniego i Przejścia Północno-Zachodniego. W mojej wyobraźni powstały 3 trasy, którymi chciałbym opłynąć świat:

  • w pasatach, przez Kanał Panamski i Sueski,
  • w tzw. „ryczących czterdziestkach, czyli wokół 3 słynnych Przylądków: Horn, Dobrej Nadziei i Leeuwin,
  • dookoła Bieguna Północnego, czyli Przejście Północno-Wschodnie, Północno-Zachodnie i odcinek między nimi.

Teraz, po ponad pół wieku mogę zrobić podsumowanie:
Dookoła Bieguna Północnego przepłynąłem. Także żeglowałem wokół 3 Przylądków, a w pasacie przebyłem cały Pacyfik z odchyleniami na Wyspę Wielkanocną i Pitcairn. Atlantyk w obydwie strony.
Moje opływanie świata nie było biciem jakichkolwiek rekordów, nie brałem udziału w żadnych rankingach. Było to dla mnie spełnienie „chłopięcych marzeń” – powiedziałbym za śp. Ludkiem Mączką.

 

Amazonka

Amazonka przy niskiej wodzie
– sezon wędkowania
20-30.10.2024

20-sta rocznica opłynęcia Bieguna Północnego

Wydarzenie:
19 lipiec 2023
20-sta rocznica opłynęcia
Bieguna Północnego