W prawdzie zatonięcie jachtu „Nashachata”nie przeszło do historii tak, jak „Zatonęcie Meduzy”, ale już sam fakt zatonięcia jest tragiczny, a szczególnie wtedy, gdy pociąga to za sobą ofiary w ludziach. Zatonięcie Meduzy stało sią słynne, ponieważ w obliczu niebezpieczeństwa kapitan wraz załogą opuścili statek i zostawili pasażerów na pastwą losu.
W przypadku jachtu „Nashachata” zginął kapitan i jego brat.
Bardziej wnikliwego czytelnika odsyłem do lektury całości:
Wypadnięcie za burtę s/y NASHACHATA i utonięcie kapitana M.R. i członka załogi P.R. oraz wyrzucenie jachtu na brzeg Zatoki Sloggett w Argentynie
w dniu 13 grudnia 2010 r.;
/wyciąg orzeczenia Izby Morskiej przy Sądzie Okręgowym w Gdańsku z siedzibą w Gdyni z dnia 7 listopada 2011 r. – sygn. akt WMG 38/10/
I przyczyną wywrócenia s/y NASHACHATA przez falę, wypadnięcia za burtę i utonięcia kapitana M.R. i członka załogi P.R. oraz wyrzucenia i rozbicia jachtu o skalisty brzeg Zatoki Sloggett w Argentynie w dniu 13 grudnia 2010 r. ok. godz. 1500, przy huraganowym, zachodnim wietrze; było pozostanie na kotwicy w zatoce, w sytuacji przesuwających się do brzegu i rosnących z przypływem, przybojowych fal;
II kapitan s/y NASHACHATA powinien był po zerwaniu z kotwicy jachtu, zamiast kotwiczyć ponownie, przejść do odległej o ok. 20 mil morskich, dającej lepsze warunki schronienia zatoki Puerto Español. Poza tym on i P.R. powinni byli mieć założone pasy ratunkowe;
Na antarktyczny rejs przewidziano niecałe 3 tygonie. Rejs rozpoczął się 30 listopada 2010 roku w argentyńskim porcie w Kanale Beagle, Ushuaia, i tam też miał się zakończyć 18 grudnia.
Na ten dzień załoga, z wyjątkiem bosmana, miała powrotne bilety samolotowe.